sobota, 15 czerwca 2013

2. This time will be crazy



Siedziałam w poczekalni na lotnisku w Madrycie. Oczywiście czekaliśmy na spóźnialskich, do których należeli Torres i Ramos. Jak dobrze pamiętam to Fernando miał nocować w domu Sergio…
-Przepraszamy najmocniej za spóźnienie ale ten idiota zapomniał nastawić budzika – do poczekalni wpadł zziajany Torres, a tuż za nim Sergio.
- Jeszcze słowo, a wylecicie na księżyc – odpowiedział Vincentce, del Bosque, trener reprezentacji. Był trochę zdenerwowany spóźnieniem się  zawodników.  Wszyscy udaliśmy się do naszego samolotu.- To wszystko twoja wina – warknął blondyn do  El Lobo, a cały samolot wybuchł śmiechem. Tak, zaczynamy żarty na skalę światową. Znów muszę wytrzymać z takimi wariatami ponad miesiąc.
Kilkanaście godzin później byliśmy już w Sao Paulo. Gorące powietrze Brazylii buchnęło we mnie jak tylko wyszłam z samolotu.
Weszliśmy na płytę lotniska i czekaliśmy na swoje bagaże. Kiedy już wszyscy odebraliśmy  torby, wyczekiwaliśmy naszej „opiekunki”, która miała się nami zajmować podczas całych Mistrzostw.
- Przepraszam za spóźnienie, ale są straszne korki – obok nas zjawiła się, niezbyt wysoka szatynka.
Widziałam pożerający wzrok reprezentantów Hiszpanii, którzy nie byli w związku.
- Jestem Maria – przedstawiła się wszystkim i szeroko się uśmiechając, uścisnęła nam dłonie. Wydała mi się dziwnie znajoma, ale to chyba jakieś złudzenie.
Poszliśmy za nią do naszego autokaru. Wrzuciliśmy torby do luku bagażowego i zajęliśmy swoje miejsca. Siedziałam sama tuż przed Ramosem i Torresem.
- Ładna jest ta Maria – rzucił Fernando, a ja zaśmiałam się cicho. Myśleli, że szepcą, jednak ja wszystko doskonale słyszę!
- Ładna, ładna. Ale ty o niej zapomnij, masz Olallę! – odpowiedział oburzony Sergio.
- Wydaje się być taka niedostępna!
- Dla mnie wszystkie będą dostępne – zaśmiał się Ramos, a Torres zmierzył go wzrokiem.
- Nie prawda – odpowiedział blondyn.
- Założysz się? Do końca Mistrzostw ją przelecę – przez szparę między fotelami zobaczyłam jak Ramos wyciąga rękę w kierunku Fernando. Ten po dłuższej chwili namysłu złapał jego dłoń.
- A co mi tam. Założę się o dwieście euro!
- Leila! – usłyszałam swoje imię i od razu oderwałam się od fotela. – Przetniesz nam zakład? – zza siedzenia wyłoniły mi się dwie dłonie trwające w uścisku. By  nie wzbudzić podejrzeń, zgodziłam się.
- Jaki zakład? – obok mnie pojawił się roześmiany Fabregas.
- Nie ważne, Cesc. Taka nasza tajemnica – powiedział Torres i zaśmiał się, patrząc na Ramosa, który zawtórował mu śmiechem.
Fabregas wrócił na swoje miejsce z obrażoną miną, a po chwili pomiędzy fotelami pojawił się Pique, który usiadł na wykładzinie w autokarze i zaczął śpiewać piosenkę, która grała mu w słuchawkach.
Witamy w wariatkowie! Zaczynamy miesiąc świrowania.

Po półgodzinnej drodze wreszcie dojechaliśmy do hotelu. Byłam wykończona nie tylko samą podróżą samolotem, ale i niekontrolowanymi wybuchami śmiechu, którego ogromną dawkę dawali sami zawodnicy La Roji.  Jako pierwsza wyszłam z autokaru, wyjęłam bagaże i udałam się do recepcji. Kiedy odebrałam klucz i spytałam naszej „opiekunki” jaki jest dokładny adres tego hotelu, udałam się do pokoju, taszcząc swoje bagaże. Reprezentanci Hiszpanii byli zbyt omamieni urokiem naszej „opiekunki”.  Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi do mojej oazy spokoju, zaczęłam pisać list do Santiago. Obiecałam, że napiszę jako pierwsza by miał adres. Oczywiście opisałam mu wszystko co się działo podczas podróży. Nie ominęłam nawet tego momentu, kiedy poznaliśmy Marię.

Kiedy zakleiłam kopertę i postawiłam ją na stoliku nocnym, położyłam się na łóżku. Tak bardzo się bałam o Santiago, tak bardzo za nim tęskniłam. Każdego dnia zastanawiałam się czy jest bezpieczny, czy nic mu nie jest…
Spojrzałam na zegarek i wybiła godzina siódma, czyli pora kolacji. Zeszłam na dół do chłopaków i wzięłam herbatę i jedną kromkę chleba. Podczas misji Santiago, bardzo mało jadłam. Zawsze.
Usiadłam sama przy stoliku, gdyż przy trenerach było już wszystko pozajmowane. Nim się obejrzałam a dosiadł się do mnie Iker, Sergio, Fernando, Xavi i Gerard.
Do restauracji hotelowej weszła Maria. Widziałam znów ten pożerający wzrok Torresa i Ramosa. Niech ich szlag trafi, no!
- Mogę prosić o chwilę ciszy? – zapytała, lekko podnosząc ton, by wszyscy ją usłyszeli.
Kiedy już było spokojnie kontynuowała – Chcielibyście się przejść po Sao Paulo? Nocą jest bardzo piękne!
Wszyscy jak jeden mąż przytaknęli. Ja również.
_________
 No to mamy kolejną z pierwszych części tego opowiadania.
I znów odechciewa mi się żyć ;c

5 komentarzy:

  1. Świetny ! ;D
    Żyyj ! Puchar Konfederacji jest nooo :D
    Zapraszam : http://no-soy-estrella.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;> coś czuje, że one są tymi zaginionymi siostrami ^^ genialny zakład Sergio i Torres !-,- pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mhm.. obstawiam, że Maria jest siostrą Leili. : D A takiego Sergio i Torresa bym wytargała za uszy, za takie głupie zakłady . : D
    Zapraszam na swoje blogi . ; p
    Pozdrawiam . : *

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział ;* A ci już się zakładają ;< coś czuje że nic dobrego z tego nie wyjdzie :/ Czekam na więcej ;****

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha współczuje jej, że musi z nimi przebywać, ale przynajmniej ma ją od czego boleć brzuch :D Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń