Siedziałam w
poczekalni na lotnisku w Madrycie. Oczywiście czekaliśmy na spóźnialskich, do
których należeli Torres i Ramos. Jak dobrze pamiętam to Fernando miał nocować w
domu Sergio…
-Przepraszamy
najmocniej za spóźnienie ale ten idiota zapomniał nastawić budzika – do
poczekalni wpadł zziajany Torres, a tuż za nim Sergio.
- Jeszcze
słowo, a wylecicie na księżyc – odpowiedział Vincentce, del Bosque, trener
reprezentacji. Był trochę zdenerwowany spóźnieniem się zawodników.
Wszyscy udaliśmy się do naszego samolotu.- To wszystko twoja wina –
warknął blondyn do El Lobo, a cały
samolot wybuchł śmiechem. Tak, zaczynamy żarty na skalę światową. Znów muszę
wytrzymać z takimi wariatami ponad miesiąc.
Kilkanaście
godzin później byliśmy już w Sao Paulo. Gorące powietrze Brazylii buchnęło we
mnie jak tylko wyszłam z samolotu.
Weszliśmy na
płytę lotniska i czekaliśmy na swoje bagaże. Kiedy już wszyscy odebraliśmy torby, wyczekiwaliśmy naszej „opiekunki”,
która miała się nami zajmować podczas całych Mistrzostw.
- Przepraszam
za spóźnienie, ale są straszne korki – obok nas zjawiła się, niezbyt wysoka
szatynka.
Widziałam
pożerający wzrok reprezentantów Hiszpanii, którzy nie byli w związku.
- Jestem
Maria – przedstawiła się wszystkim i szeroko się uśmiechając, uścisnęła nam
dłonie. Wydała mi się dziwnie znajoma, ale to chyba jakieś złudzenie.
Poszliśmy za
nią do naszego autokaru. Wrzuciliśmy torby do luku bagażowego i zajęliśmy swoje
miejsca. Siedziałam sama tuż przed Ramosem i Torresem.
- Ładna jest
ta Maria – rzucił Fernando, a ja zaśmiałam się cicho. Myśleli, że szepcą,
jednak ja wszystko doskonale słyszę!
- Ładna,
ładna. Ale ty o niej zapomnij, masz Olallę! – odpowiedział oburzony Sergio.
- Wydaje się
być taka niedostępna!
- Dla mnie
wszystkie będą dostępne – zaśmiał się Ramos, a Torres zmierzył go wzrokiem.
- Nie prawda
– odpowiedział blondyn.
- Założysz
się? Do końca Mistrzostw ją przelecę – przez szparę między fotelami zobaczyłam
jak Ramos wyciąga rękę w kierunku Fernando. Ten po dłuższej chwili namysłu
złapał jego dłoń.
- A co mi
tam. Założę się o dwieście euro!
- Leila! –
usłyszałam swoje imię i od razu oderwałam się od fotela. – Przetniesz nam
zakład? – zza siedzenia wyłoniły mi się dwie dłonie trwające w uścisku. By nie wzbudzić podejrzeń, zgodziłam się.
- Jaki
zakład? – obok mnie pojawił się roześmiany Fabregas.
- Nie ważne,
Cesc. Taka nasza tajemnica – powiedział Torres i zaśmiał się, patrząc na
Ramosa, który zawtórował mu śmiechem.
Fabregas
wrócił na swoje miejsce z obrażoną miną, a po chwili pomiędzy fotelami pojawił
się Pique, który usiadł na wykładzinie w autokarze i zaczął śpiewać piosenkę,
która grała mu w słuchawkach.
Witamy w
wariatkowie! Zaczynamy miesiąc świrowania.
Po
półgodzinnej drodze wreszcie dojechaliśmy do hotelu. Byłam wykończona nie tylko
samą podróżą samolotem, ale i niekontrolowanymi wybuchami śmiechu, którego
ogromną dawkę dawali sami zawodnicy La Roji.
Jako pierwsza wyszłam z autokaru, wyjęłam bagaże i udałam się do
recepcji. Kiedy odebrałam klucz i spytałam naszej „opiekunki” jaki jest
dokładny adres tego hotelu, udałam się do pokoju, taszcząc swoje bagaże.
Reprezentanci Hiszpanii byli zbyt omamieni urokiem naszej „opiekunki”. Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi do mojej
oazy spokoju, zaczęłam pisać list do Santiago. Obiecałam, że napiszę jako
pierwsza by miał adres. Oczywiście opisałam mu wszystko co się działo podczas
podróży. Nie ominęłam nawet tego momentu, kiedy poznaliśmy Marię.
Kiedy
zakleiłam kopertę i postawiłam ją na stoliku nocnym, położyłam się na łóżku.
Tak bardzo się bałam o Santiago, tak bardzo za nim tęskniłam. Każdego dnia
zastanawiałam się czy jest bezpieczny, czy nic mu nie jest…
Spojrzałam
na zegarek i wybiła godzina siódma, czyli pora kolacji. Zeszłam na dół do
chłopaków i wzięłam herbatę i jedną kromkę chleba. Podczas misji Santiago,
bardzo mało jadłam. Zawsze.
Usiadłam
sama przy stoliku, gdyż przy trenerach było już wszystko pozajmowane. Nim się
obejrzałam a dosiadł się do mnie Iker, Sergio, Fernando, Xavi i Gerard.
Do
restauracji hotelowej weszła Maria. Widziałam znów ten pożerający wzrok Torresa
i Ramosa. Niech ich szlag trafi, no!
- Mogę
prosić o chwilę ciszy? – zapytała, lekko podnosząc ton, by wszyscy ją
usłyszeli.
Kiedy już
było spokojnie kontynuowała – Chcielibyście się przejść po Sao Paulo? Nocą jest
bardzo piękne!
Wszyscy jak
jeden mąż przytaknęli. Ja również.
_________
No to mamy kolejną z pierwszych części tego opowiadania.
I znów odechciewa mi się żyć ;c
Świetny ! ;D
OdpowiedzUsuńŻyyj ! Puchar Konfederacji jest nooo :D
Zapraszam : http://no-soy-estrella.blogspot.com
Świetny rozdział ;> coś czuje, że one są tymi zaginionymi siostrami ^^ genialny zakład Sergio i Torres !-,- pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMhm.. obstawiam, że Maria jest siostrą Leili. : D A takiego Sergio i Torresa bym wytargała za uszy, za takie głupie zakłady . : D
OdpowiedzUsuńZapraszam na swoje blogi . ; p
Pozdrawiam . : *
Wspaniały rozdział ;* A ci już się zakładają ;< coś czuje że nic dobrego z tego nie wyjdzie :/ Czekam na więcej ;****
OdpowiedzUsuńHahaha współczuje jej, że musi z nimi przebywać, ale przynajmniej ma ją od czego boleć brzuch :D Czekam na nowość!
OdpowiedzUsuń