Kochałam
swoje miasto nocą, pięknie oświetlone zapierało dech w piersiach.
Często wieczorami, jeżeli nie sama, to wyciągałam babcię. Teraz
wiem, że takie spacery będę odbywać w samotności.
Najpiękniejszy był widok z mostu
Ponte Estaiada Octavio Frias de Oliveira nad rzeką Tiete. Pojedyncze
latarnie na brzegach wyglądały jak płomyki świec, które nadawały
temu miejscu cudownej atmosfery. Moją propozycję przyjęli wszyscy
piłkarze, trener oraz dziewczyna ze sztabu medycznego. Postanowiłam
podzielić się tym widokiem i miejscem z moimi ‘podopiecznymi’.
Po chwili, obok mnie pojawiło się kilku piłkarzy.
- Piękny wieczór. – odezwał się
obrońca.
- Ale nie piękniejszy od naszej
pani Mari. – uśmiechnął się blondyn, napastnik. – Zamiast
wyciągać całą drużynę, mogłem wybrać się sam z panią.
- Pan, panie Torres może co
najwyżej pozdrowić żonę i dzieci. – spojrzałam na niego z
ukosa z lekkim uśmiechem. Wtedy wokół rozbrzmiało jedno wielkie
echo buczenia typu ‘uuuuuuuu’.
- Biedny Ferdziu. Jaka szkoda. –
śmiał się Ramos. – Nando, pani woli wolnych. – mrugnął do
mnie.
- Przestańcie mówić mi na pani!
Jest Maria, lub po prostu Ria. – spojrzałam kolejno na każdego.
- No więc, oczywiście ty też do
nas mówisz po imieniu, no prócz naszego kochanego pana trenera. –
wyszczerzył się obrońca reprezentacji oraz Los Blancos, pojawiając
się tuż obok mnie. – Tak będzie lepiej się ze sobą
porozumiewać. – ponownie na mnie spojrzał, nadal uśmiechnięty.
Jego uśmiech był inny, czarujący i magiczny, ale… Nie Ria! Nie
będziesz mi tu wzdychać i czerwienić się do jakiegoś piłkarzyka!
Przystanęłam przy barierce mostu, na
centralnym środku i już po raz enty spojrzałam w dal, na wijącą
się rzekę i księżyc odbijający się w jej tafli. Wtedy
usłyszałam jęk. Obejrzałam się i zauważyłam jak Arbeloa z
Pique pomagają podnieść się Leili.
- Wszystko w porządku? – zapytał
selekcjoner.
- Tak… Jauć! – pisnęła, gdy
chciała stanąć na lewą stopę.
- Może wrócisz do hotelu? –
zaproponował Torres, a brunetka skinęła głową ze skwaszoną
miną.
- Chodź, odprowadzę cię. –
Alvaro objął ja ramieniem i spojrzał opiekuńczo na dziewczynę.
- Traficie? – zapytałam.
- Damy radę. – odparł piłkarz i
ruszył jako podpora dla ich lekarki.
Wróciłam do barierki. Chyba
wszystkim spasował ten widok. Stali tak samo jak ja i wpatrywali się
w widok lub po prostu ze sobą rozmawiali.
- Gdy cię tylko zobaczyłem,
stwierdziłem, że masz coś w sobie hiszpańskiego. – obok mnie
oparł się Ramos.
- Tak, a dlaczego tak stwierdzasz? –
uśmiechnęłam się.
- Nie wyglądasz jak czysto krwista
Brazylijka. – poruszył brwiami.
- Może dlatego, że moja mama jest
Hiszpanką? – zaśmiałam się.
- O! No widzisz?! Sergio Ramos ma
zawsze rację. – przychwalał sobie, przez co wybuchłam śmiechem.
Po tej chwili spędzonej z nim, stwierdzam, że inaczej się nie da.
Przy nim można się tylko uśmiechać i głośno śmiać. – Wiesz,
że masz bardzo ładne oczy? – podparł twarz na dłoni zaczął
wpatrywać się w moje tęczówki. – Mają śliczny kolor. Lekko
niebieskie i lekko szare. – dodał, po czym spuściłam wzrok. Nie,
no! Tak nie powinno być! Zaraz naprawdę się zaczerwienię.
Przecież jestem po prostu kobietą, a takie coś sprawia, że
kobiety się czerwienią lub peszą.
Zamieniłam ostatnie zdania z
konsjerżem hotelu. Już miałam wychodzić, gdy to usłyszałam, że
ktoś woła za mną. Obejrzałam się. Był to oczywiście Sergio.
- Wychodziłaś już? – zapytał,
a ja skinęłam głową. – To dobrze, że cię złapałem. –
wyszczerzył się. Nie wiedziałam o co mu mogło chodzić. – Ktoś
wspaniale rozplanował nasze rozkłady pokoi, że trener i sztab są
w innym skrzydle hotelu, a my…
- To ja. – przerwałam mu.
- Tak?! Jesteś genialna. Tak więc
jedni opanowali pokój Casillasa i grają w pocha, a reszta ma zamiar
wpaść do mnie i urządzić sobie małą imprezkę. Co ty na to,
żeby do nas dołączyć?
- Imprezkę? Wiecie kto za was
będzie świecić oczami, gdybyście coś nabroili? – spojrzałam
na niego surowo. – Ja, jako osoba, która się wami zajmuje w
Brazylii.
- Nic nie zrobimy, na sto procent. –
uśmiechnął się. – To jak?
- Dziękuję, ale już będę zmykać
do siebie. – odpowiedziałam grzecznie.
- Ria, chodź. – nie dawał za
wygraną. – Lepiej poznasz mistrzów. – poruszył zabawnie
brwiami, na co zachichotałam. – Zapraszam. – zrobił minę,
małego, zbitego psiaka.
- Ale tylko na chwilę! –
powiedziałam pewnie, na co on przystał. Wykonał gest ruchem ręki,
pokazując mi drogę do windy.
Na piętrze, poprowadził mnie do
pokoju 115 (się mu taki akurat trafił). Gdy otworzył drzwi, w
środku zauważyłam już kilku piłkarzy, rozmawiających, a w tle
leciała jakaś rytmiczna, hiszpańska piosenka. Panowie od razu
wzięli czysty pucharek i nalali mi do niego wina.
- Dzięki, ale jutro rano muszę
wstać do pracy, a jeżeli się nie mylę, to wy na trening. –
odpowiedziałam, gdy starszy brat Alcantara podawał mi trunek.
- Hiszpańskie, dobre wino. Spróbuj.
– uśmiechnął się młody zawodnik.
- Mówi prawdę. Jedno z
najlepszych. – dorzucił Ramos. Po chwili namysłu, wzięłam od
nich pucharek. Z resztą, przecież po jednym kieliszku mi nic nie
będzie.
- No dobra. – odparłam.
- Widzicie, jaki jestem
przekonywujący. – wyszczerzył się Thiago.
- Jakbym słyszała twojego brata. –
zaśmiałam się. – Też się tak chwali.
- Znasz Rafe? – zdziwił się.
- Znam nie tylko Rafaela, ale i
Daniego, Neymara, Marcelo, Kakę czy Adriano. Brazylijska
reprezentacja często gra mecze w Sao Paulo, a ja, dzięki mojej
posadzie, takimi rzeczami się zajmuję. – uśmiechnęłam się.
- O nie! Tak nie będzie! Takie
ładne dziewczyny tu mają, a nic skubani nie powiedzą! – oburzył
się Fabregas, siedzący w kącie pokoju.
- Dla siebie trzymają. – dorzucił
od siebie Fernando. – O właśnie! Dzwoniłem do Olalli.
Pozdrowiłem ją i dzieci od ciebie. – wyszczerzył się.
Okey, już wiem, że z tymi panami się
nudzić nie będę. Stwierdzam to po tych kilku godzinach, spędzonych
z nimi.
Są naprawdę przegenialni. Można się
z nimi pośmiać i porozmawiać. Po jakiejś godzinie, w końcu
zebrałam się by wrócić do siebie. Nie chcieli mnie puścić, ale
upierałam się przy swoim. W końcu rano muszę wstawić się w
biurze, a później w południe wracam do Hiszpanów, gdy będą już
po treningu.
Wypiłam wino, więc nie mogłam
wracać swoim samochodem. Wzięłam taksówkę i wróciłam do
mieszkania. Jak zawsze, przy wejściu powitał mnie mój czworonożny
przyjaciel. Dolałam mu wody do jego miski i sama poszłam pod
prysznic.
______________________________
W tym rozdziale musiałam pokazać jaką sympatią darzę braci Alcantara ^^ Jeszcze się pojawią ;p
Rozdział Wam pozostawiam do ocenienia :)
No i pokazałaś jaką sympatią ich darzysz:P :* Świetny rozdział, fajny pomysł z tą chwilą radości nad rzeczką, słodki i opiekuńczy Alvaro...:**:) Czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie nie dziwi, że pojawił się tu Thiago? :D
OdpowiedzUsuńDobra, co do rozdziału, to Ramos i jego głupie teksty mnie rozwalają, ale jest spoko! Czekam na nowość :)
Typowy Sergio ;D Ten człowiek wydaje się taki sam w każdym opowiadaniu, biedna Ria ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie cała ta sytuacja z zaginionymi siostrami, to będą na pewno ciekawe poszukiwania. Czekam, aż pojawi się Arbeloa, o nim z kolei chyba nigdy nie czytałam.
Ale na nowe trójkąciki zawsze jest pora :D
Czekam już na kolejny!
Hm...przyznam szczerze, że ja kocham Fabregas'a. Ogólnie opowiadanie mi się podoba, choć zakład nie bardzo. Mam nadzieję, że dziewczyna nie nabierze się. Będę zaglądała ;)
OdpowiedzUsuń