niedziela, 14 lipca 2013

6. First game.



Następnego dnia mogłam prawie normalnie chodzić. Opuchlizna z kostki zeszła i tylko trochę pobolewała.  Całe szczęście! Mogłam jechać z reprezentacją na pierwszy mecz, który miał odbyć się z Japonią.  Wiadomo, nie mogłam wbiegać na boisko, jakby (nie daj Boże) któremuś zawodnikowi coś się stało, ale mogłam ich wspierać z ławki.  Nie raz mi powtarzali, że moje towarzystwo daje im bardzo dużo.
Hiszpania jest na pierwszym miejscu w grupie E z Francją, Japonią i Kamerunem. Jak to chłopacy sobie żartowali, z Japonią i Kamerunem poradzą sobie grając nawet rezerwowym składem.  Zobaczymy, jak im dzisiaj pójdzie z Krajem Kwitnącej Wiśni.
Zeszłam na dół przed hotel, gdzie już była zbiórka. Zawodnicy już czekali  w autokarze, a trenerzy jeszcze coś omawiali. Weszłam do busa i mimowolnie się uśmiechnęłam, widząc chłopaków. Usiadłam obok Alvaro, bo akurat było wolne miejsce. Spojrzał na mnie i jeszcze szerzej się uśmiechnął. Czy tylko mi się zdaję czy on naprawdę bardzo mnie lubi?
Swoją małą, sportową torebkę wrzuciłam na półkę na górze i zajęłam miejsce obok zawodnika Realu Madryt. Muszę przyznać, że bardziej byłam zżyta z Królewskimi niż z Blaugraną. Nie wynikało to z tego, że większa sympatią darzę Los Blancos, tylko z tym, że mieszkałam niedaleko Santiago Bernabeu. Szczerze? Kibicowałam od zawsze Barcelonie i wszyscy o tym wiedzieli.
Kiedy trenerzy zasiedli na przodzie autokaru ruszyliśmy w stronę  stadionu w Sao Paulo. Podobno to piękny obiekt.
Chłopakom jak zawsze humory dopisywały i co rusz żartowali. Skąd oni biorą tyle  energii na śmianie się? Muszę ich kiedyś zbadać pod kątem dopingu! Nie no, żartuję. Ale oni naprawdę mają coś nie tak z głowami.
Po dwudziestu minutach dojechaliśmy pod stadion. Był ogromny! Widać, że nowo zbudowany, ale przepiękny.
Wysiadając oczywiście uważałam na kostkę. Nie mogłam zbytnio przeciążać lewej nogi, bo pogorszyłabym sobie tylko sprawę. Alvaro po raz kolejny posłużył mi za podpórkę, ale nic mu w tym nie przeszkadzało.
Słyszałam jak przed nami Torres i Ramos znów dyskutują o naszej „opiekunce”. Oni naprawdę się w to wszystko wkręcili.
Zawodnicy La Roji udali się do szatni, a my od razu na boisko, gdzie za chwilę miał odbyć się trening. Zbliżała się godzina piętnasta.
Po kilku minutach na murawie pojawili się prawie wszyscy piłkarze. Oczywiście jak zawsze brakowało Torresa i Ramosa, którzy notorycznie się spóźniali. Już Vincente del Bosque zaczyna brakować pomysłów na karę i prosi wszystkich innych o wymyślanie „tortur”.
Piłkarze zaczynali biegać czwarte kółko, a dopiero wtedy pojawiły się zguby.
- Ruszać się! Macie dodatkowo trzydzieści kółek! – wrzasnął Vincente.
- Zauważyłeś, że trener średnio dodaje nam po dwa kółka z każdym kolejnym spóźnieniem? – spytał Sergio Torresa po czym oboje wybuchli śmiechem. Ja bym na ich miejscu nie wkurzała bardziej del Bosque…
Po rozgrzewce dobrali się w drużyny i rozegrali mini-mecz. Casillas nawet nie wstawał z pola karnego, bo jego drużyna składająca się z Pique, Fabregasa, Ramosa, Torresa, Maty i Alvaro cały czas atakowała i wbijała Valdesowi bramkę za bramką. Oni są naprawdę bez serca!
Po chwili podszedł do mnie Bartra, skarżąc się na swoje kolano.
Obejrzałam je, a on zaczął się uśmiechać pod nosem.
- Wracaj, nic ci nie jest – trzepnęłam go w ucho, za to udawanie, a on udał wielce poszkodowanego. Piłkarze to oszuści i widać to na kilometr.
Wybiła godzina dwudziesta i na stadion zaczęli przybywać kibice. Z każdą minutą było ich coraz więcej i nawet udało mi się stwierdzić, że było więcej tych co kibicowali Hiszpanii niż Japonii.
O godzinie dwudziestej czterdzieści pięć  zawodnicy obu krajów stali na środku boiska i śpiewali swoje hymny. Obserwowałam każdego z nich. Wszyscy byli zdenerwowani, choć nie okazywali tego. Stali tu i musieli pokonać kilka drużyn by obronić Mistrzostwo Świata.
Rozpoczął się mecz, a ja krzyczałam ile mogłam. W końcu się udało i wbili bramkę. Autorem był nikt inny jak Torres, który robił „samolot” a tuż za nim biegli Ramos, Villa, Fabregas żeby się na niego rzucić. Japońscy zawodnicy nie mogli przebić się przez naszą obronę. Trzeba powiedzieć – byli bardzo słabym przeciwnikiem jak dla Hiszpanii.  Emocji nie było końca…
Mecz skończył się wynikiem trzy do zera. Dwa gole należały do Torresa a jeden do Bartry.
Godzinę po meczu wyjechaliśmy ze stadionu i jechaliśmy prosto do hotelu. Piłkarze zamiast przysypiać , celebrowali zwycięstwo. Zaproponowali nawet, że wpadną do mnie do pokoju, bo to dzięki mnie wygrali. Miło mi bardzo, choć wiem że to tylko i wyłącznie ich zasługa. Są po prostu dobrzy w tym co robią.
Koło północy prawie wszyscy byli w   moim pokoju. Śpiewali, a raczej darli się do piosenek, które oczywiście puszczał nasz DJ – Sergio Ramos. Widziałam kątem oka jak oboje z Torresem wyglądają przez okno. Podeszłam do nich, bo chciałam sprawdzić co tak obserwują. Widziałam Marię z jakimś facetem. Widziałam jaki Ramos był zły!
- Ha, jednak jest zajęta. Przegrałeś Sergio – powiedział Fernando, z triumfem w głosie.
- To, że ma chłopaka nie oznacza, że nie mogę jej przelecieć – odpowiedział El Lobo. Chyba mieli to gdzieś, że jestem obok nich i wszystko słyszę.
Nagle naszym oczom ukazał się obrazek, całującej się pary. W Sergiu aż się gotowało z zazdrości!


_______
dalej zbieram swoją psychikę do kupy ;/
i komentujcie, bo to nam naprawdę poprawia humory. Jesteśmy z tego opowiadania bardzo zadowolone, jednak nie widać tego po Was, by Wam się podobało :C

6 komentarzy:

  1. Opowiadanie bardzo, bardzo się podoba ! Jak mogłoby być inaczej ! Pierwszy mecz za nimi i oczywiście zwycięstwo naszych byczków. Sergio jeszcze sobie trochę poczeka ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog mi się również niezmiernie podoba ;)
    Całe szczęście, że z nogą dziewczyny jest już lepiej ;d
    Gol Marca? MAMO *__* Imprezki są fajne, aczkolwiek jeśli nie pojawiają się teksty, które promował Ramos, nie wolno przy płci żeńskiej mówić 'To, że ma chłopaka nie oznacza, że nie mogę jej przelecieć' Złapałeś minusa u Kate, Sergio ;p
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy Wasz blog to Mistrzostwo Świata :P
    Bardzo lubię to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały xd
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym widzieć minę Ramosa z końca rozdziału :D
    To było wiadome, że chłopaki wygrają! Oby tak było w rzeczywistości.
    Czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hohoh wkurzony Ramos xD
    Powiem tak blog jest fajny, podejrzewam, że rozwiniecie go bardziej przez co bedzie bardziej ciekawszy i intrygujacy :) narazie brak tu akcji i tyle :)
    Czekam na kolejny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam bardzo, ale jak można żyć marzeniem, mieszkać obok Bernabeu i kibicować barcelonie?!no nie wyobrażam sobie takiej herezji :D

    Alvaro słodziak, a Ramos? Ehh, co za koleś, jeżeli chce tylko przelecieć Marię, to lepiej, żeby trzymała się od niego z daleka;|

    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń