W domu
zadzwonił telefon. Kobieta w średnim wieku podeszła do telefonu stacjonarnego i
odebrała.
- Tak,
słucham? Camila przy telefonie.
- Witaj.
Miło cię usłyszeć – kiedy poznała głos, musiała usiąść. Nie wierzyła, że
jeszcze kiedykolwiek go usłyszy.
- Czego
chcesz? – zapytała.
- Chciałbym
poznać naszą córkę. Chciałem, byś
pojechała ze mną. Wiem, że też jej nie znasz.
- W
porządku. Przyjedź do mnie. Obgadamy wszystko. – powiedziała i odłożyła
słuchawkę.
On zawsze
taki był. Nie podała mu adresu, bo doskonale wiedziała, że sam ją znajdzie.
Skoro miał już telefon, to adres nie powinien być dla niego żadnym problemem.
Wyjaśniła
mężowi całą sprawę. Zgodził się z nią.
- Leila
powinna was poznać. – powiedział i
przytulił do siebie swoją żonę. Odkąd Maria przeniosła się do Hiszpanii i
powiedziała, że znalazła swoją siostrę, Camila nie mogła spać. Wiedział, że
prędzej czy później do tego dojdzie. Miał zamiar wspierać swoją żonę w tych
trudnych chwilach.
*
Już od ponad
dwóch miesięcy mam Rię blisko siebie. Ramos kupił dom niedaleko nas. Widziałyśmy się prawie codziennie. Naprawdę
się z nią zżyłam. „Opiekuje” się mną,
gdy Alvaro z Sergio są na meczach. Jestem w ciąży i mój kochany obrońca
stwierdził, że nigdzie nie pojedzie, dopóki nie będzie miał tu kogoś zaufanego,
kto się mną zajmie. Maria się zgłosiła na ochotnika. Obie nie mogłyśmy pozwolić
na to, by obrońca zaprzepaścił swoją pierwszą miłość, dla drugiej, prawda?
Wiedziałam, jaka piłka jest dla niego ważna. Widać do w jego oczach, kiedy
sobie odbija ją w ogrodzie. Musiałam zrezygnować z pracy w Realu Madryt, bo
ciągłe podróże raczej źle by wpłynęły na naszego malucha. Ale prezes Perez,
powiedział, że jak tylko będę chciała wrócić do pracy, to z miłą chęcią mnie
przyjmie.
Wstawiłam
pieczeń do piekarnika, kiedy zadzwonił dzwonek. Alvaro czytał coś w internecie,
więc ja podeszła do drzwi i otworzyłam. Stało tam dwóch mężczyzn i kobieta.
- Leila Dominguez?
– zapytał się ten wyższy, a ja przytaknęłam.
- Kim
państwo są? – zapytałam. Nie będę przecież obcych ludzi wprowadzała do
mieszkania, które dzielę z piłkarzem!
- Wybacz mi,
proszę. Jestem Marco, to Camila… moja żona, a to Diego...
-Ja i Diego jesteśmy twoimi rodzicami. – odezwała się
kobieta w średnim wieku. Alvaro chyba zaniepokoił się moją dłuższą nieobecnością
i przyszedł do mnie, mówiąc:
- Kochanie,
kto przyszedł?
- Ci państwo
to rodzice Marii, a ten pan i pani, to z kolei moi – odpowiedziałam cicho i
odruchowo złapałam go za rękę, mocno ściskając.
Bez słowa wpuściłam ich do mieszkania. Powiedziałam do Alvaro, by
zadzwonił do Marii. Musi tu przyjść!
Po
dziesięciu minutach wpadła wręcz do naszego mieszkania, a tuż za nią Sergio.
Dla niej zawsze drzwi były otwarte i nawet miała klucze, tak na wszelki
wypadek.
- Mama?
Tata? – zdziwiła się kiedy w salonie ujrzała swoich rodziców. – Po co tu przyjechaliście? – usiadła obok
mnie, a Alvaro poszedł wstawić wodę na herbatę i przypilnować pieczeni.
- Chcieliśmy
poznać naszą córkę – odpowiedział ten
wysoki, mój ojciec. Jeszcze czego! Nigdy go tak nie nazwę.
- Mario, a
ten piłkarz, po co tu przyszedł? To sprawy rodzinne – odezwał się teraz z kolei
ojciec Rii. Na pierwszy rzut oka widać było, że bardzo nie lubią Ramosa.
- Ja go
kocham i nic wam do tego! Jest już prawie moją rodziną. On przynajmniej nie
kłamie – odgryzła się moja siostra. Była zła na rodziców, że tak długo ukrywali
prawdę o mnie.
Wtedy
rozpętała się jedna wielka kłótnia. Maria wrzeszczała na rodziców i jeszcze raz
wygarniała im wszystko po kolei. Dla mnie byli zupełnie obcymi ludźmi i nie
bardzo wiedziałam nawet jak mam się do nich zwracać. Ria później kłóciła się z matką, o mnie, o
siebie, o wszystko już, natomiast Sergio wdał się w pyskówkę z jej ojcem. Pan
Marco uważał, że Ramos nie jest wart jej córki.
- Jestem jej
bardziej wart niż pan – odpowiedział mu wicekapitan Realu Madryt, po czym
dostał prosto w nos od jej ojca. Ramos przechylił się na mnie, uderzając mnie
lekko w brzuch. Skuliłam się, a Alvaro od razu pomógł mi wstać. Sergio
chciał oddać ojcu swojej dziewczyny,
lecz spojrzał na Rię, która zaczęła
płakać. Wybiegła z naszego mieszkania a
obrońca od razu pobiegł za nią. Wyprosiłam wszystkich ze swojego, a raczej
naszego już mieszkania i z pomocą Alvaro pojechaliśmy do szpitala, na wszelki
wypadek. Bałam się, że przez to coś mogło się stać naszemu maluchowi. Nie
przeżyłabym tego. Kochałam już to maleństwo.
Po
dwudziestu minutach zjawiliśmy się w szpitalu. Od razu nas przyjęli, jak Alvaro
powiedział samo swoje nazwisko.
Przebadało mnie kilku lekarzy i
jednogłośnie powiedzieli, że wszystko jest
w porządku. Odetchnęłam z ulgą i oboje wróciliśmy do domu grubo po pierwszej w
nocy.
Ledwo
przekroczyłam próg mieszkania, a poczułam zapach spalenizny. Pobiegłam do
kuchni i usłyszałam, jak kuchenka piszczy z powodu dymu wydostającego się z
piekarnika. Moją pieczeń szlag trafił!
Wyjęłam ją, wyłączając piekarnik.
- Pozostają
nam tosty. Obiad się właśnie spalił…
Miałeś pilnować tej pieczeni! – wrzasnęłam na Alvaro, a ten tylko wybuchnął
śmiechem. Przytulił się do mnie i powiedział, że mam się nie denerwować.
- Jak mam
się nie denerwować, jak dookoła wszyscy usilnie do tego dążą? Ci się kłócą, ci
się biją… - zaczęłam wyliczać. Wypuściłam głośno powietrze, jak poczułam dłonie
obrońcy na moim jeszcze płaskim brzuchu.
- To był
ciężki i dość wymagający dzień. Odpocznij, nie powinnaś się przemęczać. –
powiedział do mnie szeptem, a ja się do niego odwróciłam twarzą i przytuliłam
do jego klatki piersiowej.
- Jak
dobrze, że cię mam.
Rano
obudziłam się w ramionach Alvaro. Ten
miał dzień wolnego, więc nie budziłam go. Wstałam po cichu z łóżka i zakładając
szlafrok, udałam się do kuchni. Ktoś zaczął pukać do drzwi. Otworzyłam i
ujrzałam w nich Panią Camilę i pana Diega… czyli moich rodziców.
-Przepraszamy
za tak wczesną porę. Chcieliśmy również przeprosić za wczoraj.
- Nic
takiego się nie stało. – odpowiedziałam i zaprosiłam ich do środka.
- Mój mąż
bardzo nie lubi wybranka Marii. Nie wiem co w niego wczoraj wstąpiło-
tłumaczyła moja mama. Jak to brzmi w moich myślach: mama.
- Rozumiem,
ale proszę mi wierzyć, Sergio nie jest taki zły. Jest naprawdę zakochany w Rii.
Nie mogła lepiej trafić, jest naprawdę świetnym facetem. – kobieta przytaknęła
w ramach zrozumienia. Zaproponowałam im coś do picia ale odmówili.
- Chcieliśmy
cię poznać. Codziennie o tobie myślałam…
- To
dlaczego nic nie robiłaś w tym kierunku?! - lekko wybuchłam. Nie mogłam słuchać tych
kłamstw. Jakby o mnie myślała, zrobiłaby cokolwiek.
- Nie
wiedziałam jak się do tego zabrać. Nie wiedziałam, że moja matka cię szuka. Nic
mi nie mówiła…- tłumaczyła się Camila.
- Nawet nie
wiecie jak się czułam w szkole. Wszyscy mieli rodziców, a ja? Byłam wytykana
palcami, że mnie rodzice nie kochali i oddali, ot tak. Cierpiałam, widząc w parku roześmiane dzieci z
mamami, albo tatusiami. Wszystkiego uczyłam się sama! Nikt nie pokazywał mi jak
się jeździ na rowerze czy na rolkach. Nikt! – do moich oczu zaczęły napływać
łzy. To wszystko siedziało gdzieś we mnie, a teraz ta sytuacja i wahania
nastrojów przez ciążę spowodowały taki a nie inny wybuch emocji.
- My to
wszystko rozumiemy. Masz prawo być na nas zła. – odpowiedział Diego. – Może
oboje chcieliśmy po prostu zobaczyć na jaką piękną i zaradną dziewczynę wyrosła
nasza córka…
- Nie
oczekujcie ode mnie, że będę się wam rzucała w ramiona jak prawdziwa córka.
Zraniliście mnie i tego nie da się naprawić. Możemy się spotkać raz czy drugi,
ale nie oczekujcie, że będę wam mówiła „mamo”
czy „ tato”. – powiedziałam odważnym tonem. Wytarłam łzy swoimi palcami
i spojrzałam na nich. Ich miny były lekko smutne, ale zgadzające się z moimi
słowami.
- Masz
rację. – oboje wstali z kanapy w salonie i skierowali się do drzwi – Ale pozwól
nam się poznać. Nie nadrobimy straconego czasu, ale możemy choć się trochę
poprawić i zrekompensować ci naszą nieobecność. Przyjedź do nas kiedyś,
zadzwoń, cokolwiek.
- Zastanowię
się nad tym. I dziękuję za wyrozumiałość.
- To my ci
dziękujemy za takie przyjęcie. – pożegnali się ze mną i wyszli z mieszkania.
Zamknęłam drzwi i akurat z pokoju
wyszedł Alvaro.
- Mam
nadzieje, że to maleństwo nie odziedziczy po tobie charakteru – zaśmiał się,
przytulając się do mnie od tyłu. – Słyszałem całą rozmowę. Wydają się być
całkiem w porządku. Chcą naprawić błąd z przeszłości.
- Nie broń
ich. Mam to gdzieś, że się starają. Osiemnaście lat byłam sama, kiedy wyszłam z
domu dziecka, nie miałam żadnego startu. Musiałam radzić sobie sama. Zrób sobie
śniadanie, odechciało mi się już jeść –
powiedziałam i skierowałam się do sypialni, kładąc się na łóżku. Położyłam ręce
na swoim brzuchu. Teraz, na tym etapie, nie mogłabym oddać dziecka, ot tak.
Kocham je i za nic w świecie bym go nie oddała. Nie rozumiem swojej matki.
Miała przecież wsparcie w babci…
Nie mogłem patrzeć, na to co się dzieje z
Leilą. To wszystko przez te cholerne wizyty! Patrzę na moją ukochaną jak śpi,
przykryta po głowę, kołdrą. Tak bardzo mi jej szkoda. Miała ciężko, dlatego
teraz muszę zrobić wszystko, by niczego jej nie brakowało. Coś jej się od życia
wreszcie należy.
Moje przemyślenia przerwał krótki dzwonek do
drzwi. Zamknąłem drzwi od sypialni i poszedłem otworzyć drzwi.
- Cześć Maria – powiedziałem do siostry
swojej dziewczyny.
-Cześć Alvaro, jest Leila? – weszła do
środka i spojrzała na mnie.
-
Jest, ale śpi. Rano przyszli jej rodzice.
- Słyszałam, matka u mnie była. A jak się
czuje po wczorajszym? – zapytała troskliwie. Od samego początku ją lubiłem!
- Na całe szczęście wszystko w porządku, z
dzieckiem również. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Naprawdę nie wiem co odbiło mojemu ojcu,
by bić się z Sergio.
- A co z nim?
- Na szczęście nic, ma tylko lekko nos
spuchnięty, ale nic po za tym. Skoro Leila śpi, to niech tak pozostanie. Jak
wstanie, to niech do mnie zadzwoni. Pa – wyszła z mieszkania, a ja zamknąłem za
nią drzwi.
Były do siebie podobne. Jakby popatrzeć, to
takie same, ciężkie charaktery, kolor oczu i takie ogólne zachowanie. Dobrze, że się odnalazły i znalazły wspólny
język.
_______
no to wielkimi krokami zbliżamy się do końca tej historii. Tak bardzo ją lubię!
Dzisiaj niemal się popłakałam. Dwóch polaków na podium w skokach narciarskich. Miło słyszeć " Mazurek Dąbrowskiego" w Szwajcarii.
Wreszcie przerwa świąteczna. Od samego rana w kuchni siedzę i robię ciasto, czekoladki domowe i pierniczki :D
Pozdrawiamy Was i życzymy Wesołych, zdrowych Świąt w rodzinnej atmosferze <3
Leila w ciąży o.O tego się nie spodziewałam, tak jak tych rodziców. Akurat teraz zechcieli ją poznać. Blisko do końca? Już? No nic, uwielbiam to opowiadanie i czekam na kolejny rozdział ^^ Ciekawie by było, gdyby teraz Ria była w ciąży. Ale to tylko moje myśli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :D
Z jednej strony cieszę się, że biologiczni rodzice zainteresowali się Leila a z drugiej przyjechali aby robić afery ! Ja nie chcę żeby to był już koniec ! Przywiazalam się ;(
OdpowiedzUsuńAwww, jak słodko, że będą mieli dzidziusia :) No i jej rodzice niby wydają się być teraz okej, ale zobaczymy.. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńTo nie może być koniec :c
OdpowiedzUsuńLeila w ciąży, sweet *...*
Rodzice Rii mnie drażnią -.-