sobota, 21 grudnia 2013

26. We are your parents.



W domu zadzwonił telefon. Kobieta w średnim wieku podeszła do telefonu stacjonarnego i odebrała.
- Tak, słucham? Camila przy telefonie.
- Witaj. Miło cię usłyszeć – kiedy poznała głos, musiała usiąść. Nie wierzyła, że jeszcze kiedykolwiek go usłyszy.
- Czego chcesz? – zapytała.
- Chciałbym poznać naszą córkę.  Chciałem, byś pojechała ze mną. Wiem, że też jej nie znasz. 
- W porządku. Przyjedź do mnie. Obgadamy wszystko. – powiedziała i odłożyła słuchawkę.
On zawsze taki był. Nie podała mu adresu, bo doskonale wiedziała, że sam ją znajdzie. Skoro miał już telefon, to adres nie powinien być dla niego żadnym problemem.
Wyjaśniła mężowi całą sprawę. Zgodził się z nią.
- Leila powinna was poznać.  – powiedział i przytulił do siebie swoją żonę. Odkąd Maria przeniosła się do Hiszpanii i powiedziała, że znalazła swoją siostrę, Camila nie mogła spać. Wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie. Miał zamiar wspierać swoją żonę w tych trudnych chwilach.

*
Już od ponad dwóch miesięcy mam Rię blisko siebie. Ramos kupił dom niedaleko nas.  Widziałyśmy się prawie codziennie. Naprawdę się z nią zżyłam.  „Opiekuje” się mną, gdy Alvaro z Sergio są na meczach. Jestem w ciąży i mój kochany obrońca stwierdził, że nigdzie nie pojedzie, dopóki nie będzie miał tu kogoś zaufanego, kto się mną zajmie. Maria się zgłosiła na ochotnika. Obie nie mogłyśmy pozwolić na to, by obrońca zaprzepaścił swoją pierwszą miłość, dla drugiej, prawda? Wiedziałam, jaka piłka jest dla niego ważna. Widać do w jego oczach, kiedy sobie odbija ją w ogrodzie. Musiałam zrezygnować z pracy w Realu Madryt, bo ciągłe podróże raczej źle by wpłynęły na naszego malucha. Ale prezes Perez, powiedział, że jak tylko będę chciała wrócić do pracy, to z miłą chęcią mnie przyjmie.
Wstawiłam pieczeń do piekarnika, kiedy zadzwonił dzwonek. Alvaro czytał coś w internecie, więc ja podeszła do drzwi i otworzyłam.  Stało tam dwóch mężczyzn i kobieta.
- Leila Dominguez? – zapytał się ten wyższy, a ja przytaknęłam.
- Kim państwo są? – zapytałam. Nie będę przecież obcych ludzi wprowadzała do mieszkania, które dzielę z piłkarzem!
- Wybacz mi, proszę. Jestem Marco, to Camila… moja żona, a to Diego...
-Ja i Diego   jesteśmy twoimi rodzicami. – odezwała się kobieta w średnim wieku. Alvaro chyba zaniepokoił się moją dłuższą nieobecnością i przyszedł do mnie, mówiąc:
- Kochanie, kto przyszedł?
- Ci państwo to rodzice Marii, a ten pan i pani, to z kolei moi – odpowiedziałam cicho i odruchowo złapałam go za rękę, mocno ściskając.  Bez słowa wpuściłam ich do mieszkania. Powiedziałam do Alvaro, by zadzwonił do Marii. Musi tu przyjść!
Po dziesięciu minutach wpadła wręcz do naszego mieszkania, a tuż za nią Sergio. Dla niej zawsze drzwi były otwarte i nawet miała klucze, tak na wszelki wypadek.
- Mama? Tata? – zdziwiła się kiedy w salonie ujrzała swoich rodziców.  – Po co tu przyjechaliście? – usiadła obok mnie, a Alvaro poszedł wstawić wodę na herbatę i przypilnować pieczeni.
- Chcieliśmy poznać  naszą córkę – odpowiedział ten wysoki, mój ojciec. Jeszcze czego! Nigdy go tak nie nazwę.
- Mario, a ten piłkarz, po co tu przyszedł? To sprawy rodzinne – odezwał się teraz z kolei ojciec Rii. Na pierwszy rzut oka widać było, że bardzo nie lubią Ramosa.
- Ja go kocham i nic wam do tego! Jest już prawie moją rodziną. On przynajmniej nie kłamie – odgryzła się moja siostra. Była zła na rodziców, że tak długo ukrywali prawdę o mnie.
Wtedy rozpętała się jedna wielka kłótnia. Maria wrzeszczała na rodziców i jeszcze raz wygarniała im wszystko po kolei. Dla mnie byli zupełnie obcymi ludźmi i nie bardzo wiedziałam nawet jak mam się do nich zwracać.  Ria później kłóciła się z matką, o mnie, o siebie, o wszystko już, natomiast Sergio wdał się w pyskówkę z jej ojcem. Pan Marco uważał, że Ramos nie jest wart jej córki.
- Jestem jej bardziej wart niż pan – odpowiedział mu wicekapitan Realu Madryt, po czym dostał prosto w nos od jej ojca. Ramos przechylił się na mnie, uderzając mnie lekko w brzuch. Skuliłam się, a Alvaro od razu pomógł mi wstać. Sergio chciał  oddać ojcu swojej dziewczyny, lecz spojrzał  na Rię, która zaczęła płakać. Wybiegła  z naszego mieszkania a obrońca od razu pobiegł za nią. Wyprosiłam wszystkich ze swojego, a raczej naszego już mieszkania i z pomocą Alvaro pojechaliśmy do szpitala, na wszelki wypadek. Bałam się, że przez to coś mogło się stać naszemu maluchowi. Nie przeżyłabym tego. Kochałam już to maleństwo.
Po dwudziestu minutach zjawiliśmy się w szpitalu. Od razu nas przyjęli, jak Alvaro powiedział samo swoje nazwisko.  Przebadało mnie kilku lekarzy  i jednogłośnie  powiedzieli, że wszystko jest w porządku. Odetchnęłam z ulgą i oboje wróciliśmy do domu grubo po pierwszej w nocy.
Ledwo przekroczyłam próg mieszkania, a poczułam zapach spalenizny. Pobiegłam do kuchni i usłyszałam, jak kuchenka piszczy z powodu dymu wydostającego się z piekarnika. Moją pieczeń szlag trafił!
 Wyjęłam ją, wyłączając piekarnik.
- Pozostają nam tosty. Obiad się  właśnie spalił… Miałeś pilnować tej pieczeni! – wrzasnęłam na Alvaro, a ten tylko wybuchnął śmiechem. Przytulił się do mnie i powiedział, że mam się nie denerwować.
- Jak mam się nie denerwować, jak dookoła wszyscy usilnie do tego dążą? Ci się kłócą, ci się biją… - zaczęłam wyliczać. Wypuściłam głośno powietrze, jak poczułam dłonie obrońcy na moim jeszcze płaskim brzuchu.
- To był ciężki i dość wymagający dzień. Odpocznij, nie powinnaś się przemęczać. – powiedział do mnie szeptem, a ja się do niego odwróciłam twarzą i przytuliłam do jego klatki piersiowej.
- Jak dobrze, że cię mam.

Rano obudziłam się w ramionach Alvaro.  Ten miał dzień wolnego, więc nie budziłam go. Wstałam po cichu z łóżka i zakładając szlafrok, udałam się do kuchni. Ktoś zaczął pukać do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam w nich Panią Camilę i pana Diega… czyli moich rodziców.
-Przepraszamy za tak wczesną porę. Chcieliśmy również przeprosić za wczoraj.
- Nic takiego się nie stało. – odpowiedziałam i zaprosiłam ich do środka.
- Mój mąż bardzo nie lubi wybranka Marii. Nie wiem co w niego wczoraj wstąpiło- tłumaczyła moja mama. Jak to brzmi w moich myślach: mama.
- Rozumiem, ale proszę mi wierzyć, Sergio nie jest taki zły. Jest naprawdę zakochany w Rii. Nie mogła lepiej trafić, jest naprawdę świetnym facetem. – kobieta przytaknęła w ramach zrozumienia. Zaproponowałam im coś do picia ale odmówili.
- Chcieliśmy cię poznać.  Codziennie o tobie myślałam…
- To dlaczego nic nie robiłaś w tym kierunku?! -  lekko wybuchłam. Nie mogłam słuchać tych kłamstw. Jakby o mnie myślała, zrobiłaby cokolwiek.
- Nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Nie wiedziałam, że moja matka cię szuka. Nic mi nie mówiła…- tłumaczyła się Camila.
- Nawet nie wiecie jak się czułam w szkole. Wszyscy mieli rodziców, a ja? Byłam wytykana palcami, że mnie rodzice nie kochali i oddali, ot tak.  Cierpiałam, widząc w parku roześmiane dzieci z mamami, albo tatusiami. Wszystkiego uczyłam się sama! Nikt nie pokazywał mi jak się jeździ na rowerze czy na rolkach. Nikt! – do moich oczu zaczęły napływać łzy. To wszystko siedziało gdzieś we mnie, a teraz ta sytuacja i wahania nastrojów przez ciążę spowodowały taki a nie inny wybuch emocji.
- My to wszystko rozumiemy. Masz prawo być na nas zła. – odpowiedział Diego. – Może oboje chcieliśmy po prostu zobaczyć na jaką piękną i zaradną dziewczynę wyrosła nasza córka…
- Nie oczekujcie ode mnie, że będę się wam rzucała w ramiona jak prawdziwa córka. Zraniliście mnie i tego nie da się naprawić. Możemy się spotkać raz czy drugi, ale nie oczekujcie, że będę wam mówiła „mamo”  czy „ tato”. – powiedziałam odważnym tonem. Wytarłam łzy swoimi palcami i spojrzałam na nich. Ich miny były lekko smutne, ale zgadzające się z moimi słowami.
- Masz rację. – oboje wstali z kanapy w salonie i skierowali się do drzwi – Ale pozwól nam się poznać. Nie nadrobimy straconego czasu, ale możemy choć się trochę poprawić i zrekompensować ci naszą nieobecność. Przyjedź do nas kiedyś, zadzwoń, cokolwiek.
- Zastanowię się nad tym. I dziękuję za wyrozumiałość.
- To my ci dziękujemy za takie przyjęcie. – pożegnali się ze mną i wyszli z mieszkania. Zamknęłam drzwi  i akurat z pokoju wyszedł Alvaro.
- Mam nadzieje, że to maleństwo nie odziedziczy po tobie charakteru – zaśmiał się, przytulając się do mnie od tyłu. – Słyszałem całą rozmowę. Wydają się być całkiem w porządku. Chcą naprawić błąd z przeszłości.
- Nie broń ich. Mam to gdzieś, że się starają. Osiemnaście lat byłam sama, kiedy wyszłam z domu dziecka, nie miałam żadnego startu. Musiałam radzić sobie sama. Zrób sobie śniadanie, odechciało  mi się już jeść – powiedziałam i skierowałam się do sypialni, kładąc się na łóżku. Położyłam ręce na swoim brzuchu. Teraz, na tym etapie, nie mogłabym oddać dziecka, ot tak. Kocham je i za nic w świecie bym go nie oddała. Nie rozumiem swojej matki. Miała przecież wsparcie w babci…

Nie mogłem patrzeć, na to co się dzieje z Leilą. To wszystko przez te cholerne wizyty! Patrzę na moją ukochaną jak śpi, przykryta po głowę, kołdrą. Tak bardzo mi jej szkoda. Miała ciężko, dlatego teraz muszę zrobić wszystko, by niczego jej nie brakowało. Coś jej się od życia wreszcie należy. 
Moje przemyślenia przerwał krótki dzwonek do drzwi. Zamknąłem drzwi od sypialni i poszedłem otworzyć drzwi.
- Cześć Maria – powiedziałem do siostry swojej dziewczyny.
-Cześć Alvaro, jest Leila? – weszła do środka i spojrzała na mnie.
 - Jest, ale śpi. Rano przyszli jej rodzice.
- Słyszałam, matka u mnie była. A jak się czuje po wczorajszym? – zapytała troskliwie. Od samego początku ją lubiłem!
- Na całe szczęście wszystko w porządku, z dzieckiem również. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Naprawdę nie wiem co odbiło mojemu ojcu, by bić się z Sergio.
- A co z nim?
- Na szczęście nic, ma tylko lekko nos spuchnięty, ale nic po za tym. Skoro Leila śpi, to niech tak pozostanie. Jak wstanie, to niech do mnie zadzwoni. Pa – wyszła z mieszkania, a ja zamknąłem za nią drzwi.
Były do siebie podobne. Jakby popatrzeć, to takie same, ciężkie charaktery, kolor oczu i takie ogólne zachowanie.  Dobrze, że się odnalazły i znalazły wspólny język. 
_______
no to wielkimi krokami zbliżamy się do końca tej historii. Tak bardzo ją lubię!
Dzisiaj niemal się popłakałam. Dwóch polaków na  podium w skokach narciarskich. Miło słyszeć " Mazurek Dąbrowskiego" w Szwajcarii. 
Wreszcie przerwa świąteczna. Od samego rana w kuchni siedzę i robię ciasto, czekoladki domowe i pierniczki :D
Pozdrawiamy Was i życzymy Wesołych, zdrowych Świąt w rodzinnej atmosferze <3

4 komentarze:

  1. Leila w ciąży o.O tego się nie spodziewałam, tak jak tych rodziców. Akurat teraz zechcieli ją poznać. Blisko do końca? Już? No nic, uwielbiam to opowiadanie i czekam na kolejny rozdział ^^ Ciekawie by było, gdyby teraz Ria była w ciąży. Ale to tylko moje myśli.
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony cieszę się, że biologiczni rodzice zainteresowali się Leila a z drugiej przyjechali aby robić afery ! Ja nie chcę żeby to był już koniec ! Przywiazalam się ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww, jak słodko, że będą mieli dzidziusia :) No i jej rodzice niby wydają się być teraz okej, ale zobaczymy.. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie może być koniec :c
    Leila w ciąży, sweet *...*
    Rodzice Rii mnie drażnią -.-

    OdpowiedzUsuń