Gdzieś tam w
głębi serca byłam wciąż zła na Marię i Sergio, że nie powiedzieli nam o ślubie.
Będę ich ochrzaniać za to do końca życia albo i jeden dzień dłużej. Alvaro jeszcze nie śpieszy się do oświadczyn,
pomimo, że niedawno urodził nam się synek- Daniel. Ma oczy po tacie, tak jak i
kolor włosków oraz uśmiech. Po mnie ma tylko nosek. Dobrze, że nasz syn wcielił
się w ojca. Chciałam mieć taką małą kopię Alvaro.
Kiedy Daniel
miał dwa miesiące, mój obrońca wpadł na pomysł, byśmy wyjechali na Karaiby. Nie
bardzo podobał mi się ten pomysł, gdyż nie udało mi się zrzucić tych kilogramów
po ciąży, jednak Alvaro wciąż nalegał. Po kilku dniach się w końcu zgodziłam,
ale od razu zastrzegłam, że w kostiumie dwu-częściowym się jeszcze nie pokażę.
- Wyglądasz
bosko – powtarzał mi cały czas, jednak ja mu nie wierzyłam. W domu jest lustro
i siebie widzę.
Zaczęłam
pakowanie. Nawet nie chcę wiedzieć ile z tego wszystkiego wyjdzie walizek. Niby
tygodniowy pobyt, ale ubrania dla mnie, dla Daniela i Alvaro… To trochę tych rzeczy
będzie!
Kiedy
wieczorem skończyłam pakowanie, w trakcie którego przynajmniej trzy razy
usypiałam i karmiłam syna, odetchnęłam z ulgą. Wszystko spakowałam, według
listy, którą zrobiłam sobie z samego rana, jak Alvaro wyjechał na mecz.
Następnego
dnia wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy prosto na lotnisko w Madrycie. Zaczynaliśmy nasz wspólny tydzień
na Karaibach! Po przejściu wszystkich możliwych kontroli, usiedliśmy w
poczekalni. Alvaro usypiał Daniela, a ja czytałam broszurkę dotyczącą naszego
zakwaterowania i atrakcji nas czekających. Zapowiadało się naprawdę
wyśmienicie!
Po kilku a
nawet kilkunastu godzinach lotu dotarliśmy na słoneczne Karaiby. Niebo prawie
bezchmurne i piękne słońce. Tego mi chyba trzeba, bo powoli wariowałam w domu.
Przez kilka dni po porodzie, miałam chyba małą depresję. Bałam się brać Daniela
na ręce, czułam że nie jestem gotowa, że zrobię mu krzywdę. Alvaro dzielnie to
znosił i wstawał kilka razy w nocy i karmił naszego maluszka. Naprawdę się
sprawdza w roli ojca.
Kiedy
zostaliśmy już zakwaterowani, rzuciliśmy walizki na środku naszego domku na
wodzie i pognaliśmy na plażę. Piasek był gorący, a woda krystalicznie czysta.
Było cudownie. Alvaro wziął Daniela na
ręce i powoli wkładał go do wody. Mały wcale nie płakał, czyli to dobry znak!
Obserwowałam
ich z plaży. Można powiedzieć, że byłam szczęśliwa, ale brakowało mi tego
czegoś do pełni szczęścia – pierścionka zaręczynowego. Wielokrotnie
zastanawiałam się czy Alvaro chce spędzić ze mną resztę życia. Nie raz go oto
pytałam i za każdym razem odpowiadał
-
Oczywiście. Jesteś jedyną miłością mojego życia.
Po spędzeniu
pierwszego dnia na dworze, padliśmy jak mrówki na nasze łóżko, rzec można że
małżeńskie, a Daniela położyliśmy w małym łóżeczku tuż obok naszego.
Następnego
ranka obudziłam się i Alvaro już obok mnie nie było. Wzięłam na ręce płaczącego syna kiedy na
szafce dostrzegłam liścik.
„ Idź za
płatkami róż”
Poznałam
charakter pisma. To nie kto inny jak mój obrońca.
Uśmiechnęłam
się sama do siebie i z Danielem na rękach zaczęłam iść po płatkach róż. Wyprowadziły
mnie z domku i prowadziły jeszcze dalej. Droga jakby nie miałam końca!
Zeszłam z
pomostu, na którym był nasz domek. Szłam po plaży i w oddali zobaczyłam stojącą
tyłem do mnie postać. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jego. Biała, do połowy
rozpięta koszula, dżinsy i bose stopy. Włosy postawione na żel do góry i ten
boski uśmiech.
Przyklęknął
przede mną na piasku i wziął moją jedną wolną rękę.
- Wiesz, że
nie jestem dobry w opowiadaniu o swoich uczuciach. – zaśmiał się a ja przytaknęłam
– Pewnie długo czekałaś, jednak ja czekałem na ten odpowiedni moment. Nawet nie
wiesz ile ten pierścionek leżał! – czułam jak do moich oczu napływają łzy –
Leilo Dominguez, czy zostaniesz moją żoną? – otworzył małe, czerwone
pudełeczko, w którym znajdował się złoty pierścionek z malutkim diamentem.
Idealnie trafił w mój gust. Doskonale wiedział, że nie lubię czegoś co rzuca
się w oczy. Małe i subtelne to dla mnie idealne.
Zaczęłam
kiwać głową. Łzy popłynęły mi po policzku z radości. Alvaro włożył mi
pierścionek na palec i przytulił mnie do siebie, delikatnie całując moje usta.
Oczywiście uważaliśmy na Daniela, który wciąż był na moich rękach.
- Myślałam,
że już nigdy o to nie spytasz –powiedziałam i jeszcze raz go pocałowałam. Nie
mogłam lepiej zacząć tego dnia.
Wtedy słońce
jakby jeszcze jaśniej świeciło, a niebo było czyste, bez żadnej najmniejszej
chmurki. Było wręcz idealnie!
Tydzień dość
szybko zleciał. Nim się obejrzałam a już trzeba było wracać. I pomyśleć, że nie
chciałam tam jechać… Z lotniska odebrała nas moja siostra z Sergiem. Od razu w
oczy rzucił jej się mój pierścionek zaręczynowy.
- Kiedy
ślub? – przytuliła się do mnie, gratulując nam. Spojrzałam na Alvaro, a ten powiedział, że to
zależy już tylko od wolnego terminu w kościele jak i moich chęci na te całe
przygotowania.
- Czyli jak
najszybciej – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
Już kilka
dni później Daniela zostawiliśmy pod opieką Marii, a sami pojechaliśmy do
kościoła wyznaczyć datę naszego ślubu.
- Dwudziesty
ósmy lipca – powiedział ksiądz, a myśmy się od razu zgodzili.
Wyszliśmy z
kościoła i Alvaro od razu złapał mnie w pasie i uniósł kawałek nad ziemią.
- Puść mnie
wariacie – krzyczałam, śmiejąc się.
- Już za
miesiąc będziesz panią Arbeloa – cieszył się, muskając moją szyję i później
usta.
- Już za
miesiąc stworzymy prawdziwą rodzinę – powiedziałam cicho i wpiłam się w jego
usta. To była już moja pełnia szczęścia.
Przygotowaniami
do ślubu zajęłam się ja z Marią. Jeździłyśmy, załatwiałyśmy, próbowałyśmy i
przymierzałyśmy . Istny maraton!
Kiedy
wybrałam już suknię ślubną, nie mogłam się na nią napatrzeć. W domu pod
nieobecność Alvaro przymierzałam ją i oglądałam się w lustrze. Była
perfekcyjna. Niezbyt obcisła, ale też nie wisiała. Zakrywała delikatnie moje
niedoskonałości po ciąży, więc czułam się w niej wyśmienicie.
Na tydzień
przed ślubem, kiedy to wszystko było już dopięte na ostatni guzik, zadzwoniła
moja siostra, informując mnie, że nie mieści się w sukienkę, którą jej wybrałam
na druhnę.
- Mówiłam,
żebyś nie jadła czekolady! – ochrzaniłam ją po raz drugi w swoim życiu.
- Nie o to
chodzi. Zaraz u ciebie będę – powiedziała i rozłączyła się. O co mogło jej
chodzić?
Niebawem się
tego dowiedziałam. Przestała się mieścić w sukienkę, gdyż zaszła w ciążę!
Wyściskałam
ją i pogratulowałam. Nie codziennie się dowiaduję, że zostanę ciocią!
- Sergio już
wie? – zapytałam się, parząc nam herbaty, a ona pokręciła głową.
- Chciałam
mu jakoś na dniach dopiero powiedzieć – odpowiedziała.
- Powinnaś
mu powiedzieć jak najszybciej! Z pewnością się ucieszy jak małe dziecko! Alvaro
to przez prawie miesiąc nosił mnie na rękach, abym sobie czegoś nie zrobiła.
Ześwirował na tym punkcie.
- Powiem mu
na waszym ślubie – rozpromieniła się Maria, a ja przytaknęłam głową.
Tydzień
później, punkt dwunasta stałam przed drzwiami do kościoła. Już wszyscy się
zebrali tylko brakowało tam mnie. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam się
zaprowadzić swojemu biologicznemu ojcu do ołtarza.
Wszystkie
oczy skierowane były na mnie. Czułam się lekko speszona, choć była to
najbliższa rodzina Alvaro. Natomiast z mojej strony była matka i ojciec jak i
ojciec Marii.
Mój tata
oddał mnie w ręce Alvaro, który też nie
mógł oderwać ode mnie oczu. Czułam się naprawdę wyjątkowo.
Wyznaliśmy
sobie miłość przed Bogiem i złożyliśmy przysięgi. Kiedy zakładałam Alvaro
obrączkę, z oczu popłynęły mi łzy. To nie do wiary, że się aż tak wzruszyłam.
Obrońca się
zaśmiał i kiedy zdjął mi welon, pocałował mnie.
Od tamtej
chwili byłam panią Arbeloa i czułam się fantastycznie. Moja siostra też się
popłakała. Cieszyła się razem ze mną.
Po ceremonii
udaliśmy się do restauracji na nasze wesele. Kiedy tańczyłam, Danielem
zajmowała się właśnie Maria. Obok niej siedział oczywiście Ramos i szeptał jej
coś na ucho. To było naprawdę urocze.
W tamtym
momencie powiedziała mu o tym, że jest w ciąży. Oczywiście nie podsłuchałam ich
rozmowy, tylko później zdała mi sprawozdanie Maria.
Mam
rodziców, siostrę, świetnego szwagra i najlepszego męża na świecie jak i syna.
Czy mogłam to sobie lepiej wyobrazić?
________
i tak oto kończę już swoją "działkę" w tym opowiadaniu. Karaiby to chyba najlepsze miejsce na oświadczyny <3
Pozostał już chyba tylko epilog...
Jakie to romantyczne ! ♥ oświadczyny na Karaibach, chyba każda z nas by takie chciała *.* W końcu i Leila wyszła za mąż a Maria doczeka się potomka, miejmy nadzieję, że będzie to Sergio JR ♥
OdpowiedzUsuńZaręczyny na Karaibach? Bajka. ♥
OdpowiedzUsuńLeila wyszła za mąż, Maria w ciąży... czy może być jeszcze piękniej?
Buziaczki ;*
Zdecydowanie za dużo słodkości! Oświadczyny wymarzone, ślub również :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Słodko! Oświadczyny, ślub...
OdpowiedzUsuń