sobota, 4 stycznia 2014

28. Mrs. Arbeloa



Gdzieś tam w głębi serca byłam wciąż zła na Marię i Sergio, że nie powiedzieli nam o ślubie. Będę ich ochrzaniać za to do końca życia albo i jeden dzień dłużej.  Alvaro jeszcze nie śpieszy się do oświadczyn, pomimo, że niedawno urodził nam się synek- Daniel. Ma oczy po tacie, tak jak i kolor włosków oraz uśmiech. Po mnie ma tylko nosek. Dobrze, że nasz syn wcielił się w ojca. Chciałam mieć taką małą kopię Alvaro.
Kiedy Daniel miał dwa miesiące, mój obrońca wpadł na pomysł, byśmy wyjechali na Karaiby. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, gdyż nie udało mi się zrzucić tych kilogramów po ciąży, jednak Alvaro wciąż nalegał. Po kilku dniach się w końcu zgodziłam, ale od razu zastrzegłam, że w kostiumie dwu-częściowym się jeszcze nie pokażę.
- Wyglądasz bosko – powtarzał mi cały czas, jednak ja mu nie wierzyłam. W domu jest lustro i siebie widzę.
Zaczęłam pakowanie. Nawet nie chcę wiedzieć ile z tego wszystkiego wyjdzie walizek. Niby tygodniowy pobyt, ale ubrania dla mnie, dla Daniela i Alvaro… To trochę tych rzeczy będzie!
Kiedy wieczorem skończyłam pakowanie, w trakcie którego przynajmniej trzy razy usypiałam i karmiłam syna, odetchnęłam z ulgą. Wszystko spakowałam, według listy, którą zrobiłam sobie z samego rana, jak Alvaro wyjechał na mecz.
Następnego dnia wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy prosto na lotnisko  w Madrycie. Zaczynaliśmy nasz wspólny tydzień na Karaibach! Po przejściu wszystkich możliwych kontroli, usiedliśmy w poczekalni. Alvaro usypiał Daniela, a ja czytałam broszurkę dotyczącą naszego zakwaterowania i atrakcji nas czekających. Zapowiadało się naprawdę wyśmienicie!
Po kilku a nawet kilkunastu godzinach lotu dotarliśmy na słoneczne Karaiby. Niebo prawie bezchmurne i piękne słońce. Tego mi chyba trzeba, bo powoli wariowałam w domu. Przez kilka dni po porodzie, miałam chyba małą depresję. Bałam się brać Daniela na ręce, czułam że nie jestem gotowa, że zrobię mu krzywdę. Alvaro dzielnie to znosił i wstawał kilka razy w nocy i karmił naszego maluszka. Naprawdę się sprawdza w roli ojca.
Kiedy zostaliśmy już zakwaterowani, rzuciliśmy walizki na środku naszego domku na wodzie i pognaliśmy na plażę. Piasek był gorący, a woda krystalicznie czysta. Było cudownie.  Alvaro wziął Daniela na ręce i powoli wkładał go do wody. Mały wcale nie płakał, czyli to dobry znak!
Obserwowałam ich z plaży. Można powiedzieć, że byłam szczęśliwa, ale brakowało mi tego czegoś do pełni szczęścia – pierścionka zaręczynowego. Wielokrotnie zastanawiałam się czy Alvaro chce spędzić ze mną resztę życia. Nie raz go oto pytałam i za każdym razem odpowiadał
- Oczywiście. Jesteś jedyną miłością mojego życia.
Po spędzeniu pierwszego dnia na dworze, padliśmy jak mrówki na nasze łóżko, rzec można że małżeńskie, a Daniela położyliśmy w małym łóżeczku tuż obok naszego.
Następnego ranka obudziłam się i Alvaro już obok mnie nie było.  Wzięłam na ręce płaczącego syna kiedy na szafce dostrzegłam liścik.
„ Idź za płatkami róż”
Poznałam charakter pisma. To nie kto inny jak mój obrońca.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i z Danielem na rękach zaczęłam iść po płatkach róż. Wyprowadziły mnie z domku i prowadziły jeszcze dalej. Droga jakby nie miałam końca!
Zeszłam z pomostu, na którym był nasz domek. Szłam po plaży i w oddali zobaczyłam stojącą tyłem do mnie postać. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jego. Biała, do połowy rozpięta koszula, dżinsy i bose stopy. Włosy postawione na żel do góry i ten boski uśmiech.
Przyklęknął przede mną na piasku i wziął moją jedną wolną rękę.
- Wiesz, że nie jestem dobry w opowiadaniu o swoich uczuciach. – zaśmiał się a ja przytaknęłam – Pewnie długo czekałaś, jednak ja czekałem na ten odpowiedni moment. Nawet nie wiesz ile ten pierścionek leżał! – czułam jak do moich oczu napływają łzy – Leilo Dominguez, czy zostaniesz moją żoną? – otworzył małe, czerwone pudełeczko, w którym znajdował się złoty pierścionek z malutkim diamentem. Idealnie trafił w mój gust. Doskonale wiedział, że nie lubię czegoś co rzuca się w oczy. Małe i subtelne to dla mnie idealne.
Zaczęłam kiwać głową. Łzy popłynęły mi po policzku z radości. Alvaro włożył mi pierścionek na palec i przytulił mnie do siebie, delikatnie całując moje usta. Oczywiście uważaliśmy na Daniela, który wciąż był na moich rękach.
- Myślałam, że już nigdy o to nie spytasz –powiedziałam i jeszcze raz go pocałowałam. Nie mogłam lepiej zacząć tego dnia.
Wtedy słońce jakby jeszcze jaśniej świeciło, a niebo było czyste, bez żadnej najmniejszej chmurki. Było wręcz idealnie!

Tydzień dość szybko zleciał. Nim się obejrzałam a już trzeba było wracać. I pomyśleć, że nie chciałam tam jechać… Z lotniska odebrała nas moja siostra z Sergiem. Od razu w oczy rzucił jej się mój pierścionek zaręczynowy.
- Kiedy ślub? – przytuliła się do mnie, gratulując nam.  Spojrzałam na Alvaro, a ten powiedział, że to zależy już tylko od wolnego terminu w kościele jak i moich chęci na te całe przygotowania.
- Czyli jak najszybciej – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.

Już kilka dni później Daniela zostawiliśmy pod opieką Marii, a sami pojechaliśmy do kościoła wyznaczyć datę naszego ślubu.
- Dwudziesty ósmy lipca – powiedział ksiądz, a myśmy się od razu zgodzili.
Wyszliśmy z kościoła i Alvaro od razu złapał mnie w pasie i uniósł kawałek nad ziemią.
- Puść mnie wariacie – krzyczałam, śmiejąc się.
- Już za miesiąc będziesz panią Arbeloa – cieszył się, muskając moją szyję i później usta.
- Już za miesiąc stworzymy prawdziwą rodzinę – powiedziałam cicho i wpiłam się w jego usta. To była już moja pełnia szczęścia.
Przygotowaniami do ślubu zajęłam się ja z Marią. Jeździłyśmy, załatwiałyśmy, próbowałyśmy i przymierzałyśmy . Istny maraton!
Kiedy wybrałam już suknię ślubną, nie mogłam się na nią napatrzeć. W domu pod nieobecność Alvaro przymierzałam ją i oglądałam się w lustrze. Była perfekcyjna. Niezbyt obcisła, ale też nie wisiała. Zakrywała delikatnie moje niedoskonałości po ciąży, więc czułam się w niej wyśmienicie.
Na tydzień przed ślubem, kiedy to wszystko było już dopięte na ostatni guzik, zadzwoniła moja siostra, informując mnie, że nie mieści się w sukienkę, którą jej wybrałam na druhnę.
- Mówiłam, żebyś nie jadła czekolady! – ochrzaniłam ją po raz drugi w swoim życiu.
- Nie o to chodzi. Zaraz u ciebie będę – powiedziała i rozłączyła się. O co mogło jej chodzić?
Niebawem się tego dowiedziałam. Przestała się mieścić w sukienkę, gdyż zaszła w ciążę!
Wyściskałam ją i pogratulowałam. Nie codziennie się dowiaduję, że zostanę ciocią!
- Sergio już wie? – zapytałam się, parząc nam herbaty, a ona pokręciła głową.
- Chciałam mu jakoś na dniach dopiero powiedzieć – odpowiedziała.
- Powinnaś mu powiedzieć jak najszybciej! Z pewnością się ucieszy jak małe dziecko! Alvaro to przez prawie miesiąc nosił mnie na rękach, abym sobie czegoś nie zrobiła. Ześwirował na tym punkcie.
- Powiem mu na waszym ślubie – rozpromieniła się Maria, a ja przytaknęłam głową.
Tydzień później, punkt dwunasta stałam przed drzwiami do kościoła. Już wszyscy się zebrali tylko brakowało tam mnie. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam się zaprowadzić swojemu biologicznemu ojcu do ołtarza.
Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Czułam się lekko speszona, choć była to najbliższa rodzina Alvaro. Natomiast z mojej strony była matka i ojciec jak i ojciec Marii.
Mój tata oddał mnie w ręce  Alvaro, który też nie mógł oderwać ode mnie oczu. Czułam się naprawdę wyjątkowo.
Wyznaliśmy sobie miłość przed Bogiem i złożyliśmy przysięgi. Kiedy zakładałam Alvaro obrączkę, z oczu popłynęły mi łzy. To nie do wiary, że się aż tak wzruszyłam.
Obrońca się zaśmiał i kiedy zdjął mi welon, pocałował mnie.
Od tamtej chwili byłam panią Arbeloa i czułam się fantastycznie. Moja siostra też się popłakała. Cieszyła się razem ze mną.
Po ceremonii udaliśmy się do restauracji na nasze wesele. Kiedy tańczyłam, Danielem zajmowała się właśnie Maria. Obok niej siedział oczywiście Ramos i szeptał jej coś na ucho. To było naprawdę urocze.
W tamtym momencie powiedziała mu o tym, że jest w ciąży. Oczywiście nie podsłuchałam ich rozmowy, tylko później zdała mi sprawozdanie Maria.
Mam rodziców, siostrę, świetnego szwagra i najlepszego męża na świecie jak i syna. Czy mogłam to sobie lepiej wyobrazić?
________
i tak oto kończę już swoją "działkę" w tym opowiadaniu. Karaiby to chyba najlepsze miejsce na oświadczyny <3
Pozostał już chyba tylko epilog...

4 komentarze:

  1. Jakie to romantyczne ! ♥ oświadczyny na Karaibach, chyba każda z nas by takie chciała *.* W końcu i Leila wyszła za mąż a Maria doczeka się potomka, miejmy nadzieję, że będzie to Sergio JR ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaręczyny na Karaibach? Bajka. ♥
    Leila wyszła za mąż, Maria w ciąży... czy może być jeszcze piękniej?
    Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie za dużo słodkości! Oświadczyny wymarzone, ślub również :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń